W dobie dzisiejszego tempa przepływu informacji każdego dnia zasypywani jesteśmy toną wiadomości i mam nadzieję w słusznej idei czynienia nas bardziej otwartymi na świat. Na szczęście też te docierające do nas w zawrotnym tempie ciekawostki otrzymujemy w formie elektronicznej. W innym przypadku pozostawałoby nam życie pozbawione drzew. Jest również pewnego rodzaju snobizmem naszych czasów interesowanie się zagadnieniami designu i architektury. Tak jak zainteresowanie designem a w szczególności wnętrzami uczyniło z większości posiadaczy domów i mieszkań "projektantami", tak na szczęście architektura jeszcze ciągle onieśmiela i miejmy nadzieję, że tak pozostanie bo inaczej w konsekwencji grozi nam pozbawienie profesjonalistów ich pracy. Staniemy się własnymi prawnikami, lekarzami, mechanikami i strach pomyśleć dentystami. Ogromną zaletą prędkości zdobywania informacji i zainteresowania architekturą jest to, że na bieżąco możemy śledzić to co dzieje się w tej niezwykłej dziedzinie każdego dnia na całym świecie. Nie trzeba już czekać miesiącami na wydrukowany periodyk ze zdjęciami dawno ukończonego budynku. Można wręcz śledzić proces jego powstawania od rysunku architekta, poprzez budowę, aż do fazy ukończonego dzieła. Jeżeli przyjrzeć się wszystkim portalom, które zajmują się architekturą, to tematów nie brakuje. Praktycznie każdego dnia a nawet kilka razy dziennie docierają do nas informacje, albo o niesamowitym nowym budynku, albo nowej technologi, wyjątkowym domu, minimalistycznej stodole itd, itd. Architekci prześcigają się w pomysłach, innowacyjnych rozwiązaniach i jak to w każdej dziedzinie tak i tutaj fluktuują od nadmiernego przepychu to skrajnego minimalizmu w zależności od funkcjonujących trendów. Będąc częścią tego rozpędzonego świata nie mogę się oprzeć przekornej potrzebie zatrzymania się i spojrzenia za siebie. Uzmysłowienia sobie, że wszystko co powstaje w dzisiejszej architekturze ma swoją wielowiekową bazę, że ten postęp jest rozwojową podstawy, która została już bardzo dawno temu stworzona. Mamy tendencję do zapominania, że tak jak w kinematografii istnieją czarno białe, nieme filmy a w modzie mała czarna, tak w architekturze istnieją klasyki, bez których nie byłoby dzisiejszych domów typu stodoła, nie byłoby okien od podłogi do sufitu, zapominamy, że wszystko musi być kiedyś pierwszy raz. Nikt lepiej w mojej ocenie nie zobrazował procesu łączenia przeszłości z przyszłością, co prawda w odniesieniu do mody, jak Aleksander McQueen i nie widzę powodu, dla którego nie można by uczynić tego przesłania uniwersalnym: “Aby móc łamać zasady należy je znać. Jestem tu po to, aby obalać zasady ale jednocześnie pielęgnować tradycję.” “Bardzo długo uczyłem się jak konstruować ubrania, co jest ważne, aby móc je później poddać dekonstrukcji”. Nawet dla kogoś kto nie miał okazji jeszcze zawitać do Noweg Jorku, rozpoznanie takich ikon jak Empire State Building czy Chrysler Building to architektoniczna igraszka. Część turystów trafi też zapewne pod One World Trade Center i może jeszcze w niedalekiej przyszłości podobnym punktem na mapie stanie się W57, który na zawsze nieodwracalnie zmienił panoramę miasta. Jestem skłonna jednak założyć, że niewielu turystów uda się na Park Ave pod numer 375 gdzie mieści się The Seagram Building. Jeżeli nie udało się Wam dotrzeć w te mniej turystyczne rejony Manhattanu to straciliście szansę obejrzenia z bliska najlepszego przykładu drapacza chmur w stylu, który w architekturze znany jest jako międzynarodowy. W odniesieniu do dzisiejszych możliwości a szczególnie trendu budowania jak najwyżej, określenie tego 38-piętrowego budynku drapaczem chmur można uznać wręcz za nadużycie, nadmienię więc, że mowa o konstrukcji pochodzącej z 1958 roku. Dla wszystkich koneserów napojów alkoholowych nie powinno być tajemnicą, że budynek powstał na zamówienie kanadyjskiej destylarni Joseph E. Seagram & Sons o tradycjach sięgających 1857 roku. Budynek był zwieńczeniem trzydziestu lat marzeń o urzeczywistnieniu takiego projektu jego architekta Ludwig’a Mies van der Rohe. Mies bo takiego skrótu często używał, był niemieckim architektem i ostatnim dyrektorem berlińskiej szkoły Bauhaus. Po dojściu nazistów do władzy i w konsekwencji zamknięcia szkoły wyemigrował do Ameryki, i kolejne 31 lat jego pracy związane jest z projektowaniem w Stanach Zjednoczonych, a głównie w Chicago. Kiedy wyruszał w swoją podróż za ocean miał 51 lat. Wyboru niemieckiego architekta na twórcę biurowca dokonała córka właściciela destylarni Phyllis Lambert. Jak powiedziała później w artykule do New York Times: “Chciała zatrudnić kogoś kto dokona największego wkładu w architekturę.” Nie pomyliła się. The Seagram bardzo szybko stał się najczęściej kopiowanym i mającym ogromny wpływ na inne, wieżowcem biurowym. Budynek ustawiony jest na filarach pokrytych brązem. Jego cała fasada składa się z ułożonych na przemian pasm brązu i szkła przyciemnianego na kolor przypominający kolor whisky. W projekcie wykorzystano idee okien zamontowanych od podłogi do sufitu, co w efekcie utworzyło ścianę osłonową. Pomiędzy oknami znajdują się wertykalne, pokryte brązem belki, których zadaniem jest dekoracyjne podkreślenie smukłości całego budynku. Biurowiec zajmuje zaledwie 40% z powierzchni na jakiej użycie pozwalało ówczesne prawo budowlane. Od strony Park Ave budynek jest odsunięty od krawężnika o 27 metrów i 9 metrów od strony ulicy. Przestrzeń przed wejściem została zagospodarowana jako publiczny plac z dwoma symetrycznymi fontannami i siedziskami z zielonego marmuru. The Seagram był jednym z pionierów tej idei, w efekcie której w 1961 roku miasto Nowy Jork zmieniło obowiązującą od 1916 roku ustawę o zagospodarowaniu przestrzennym, zachęcając architektów do uwzględniania w projektach przestrzeni do użytku publicznego. Mies wierzył, że “konstrukcja ma duszę”. Jego ideą było zaprojektowanie budynku Seagrams'a tak, aby każdy mógł podziwiać jego stalową konstrukcję, jednak amerykańskie prawo budowlane wymagało aby była ona pokryta materiałem ogniotrwałym. Popularnym materiałem do tego celu był beton, jednak Mies postanowił ukryć go za fasadową konstrukcją z profili z brązu. Ta metoda pokrywania betonu innym materiałem, często później kopiowana, przyczyniła się do uznania Seagram za część dziedzictwa architektonicznego. Prostota, wyraźne ramy konstrukcyjne i powtarzające się użycie elementów budowlanych uczyniły z biurowca natychmiastową ikonę. Ludwig Mies van der Rohe jest najczęściej kojarzony w architekturze ze swoim powiedzeniem “God is in the details" (przekaz w języku polskim - "diabeł tkwi w szczegółach"). Architekt przywiązywał wagę do detali w sposób wręcz obsesyjny. Estetyka fasady była dla niego tak ważnym element całości, że nie mógł znieść myśli o żaluzjach ustawionych inaczej w każdym oknie. Zaprojektował je więc tylko z możliwością trzech opcji: całkowicie otwarte, do połowy otwarte i całkowicie zamknięte. Kiedy tak sobie przemierzam teraz stary, piękny Kraków i staję przed fasadą wiekowych kamienic, gdzie każde okno ma inny kolor a często też kształt, to myślę o Ludwigu Mies van der Rohe, o potrzebie dbania o szczegóły, i wiem, że nawet ten przysłowiowy diabeł tu nie pomoże. Użycie kosztownych i ekskluzywnych materiałów takich jak, przyciemniane szkło na fasadzie, 1500 ton brązu, marmur, trawertyn do pokrycia ścian i podłóg lobby, w czasie jego powstania uczyniły The Seagram najdroższym wieżowcem na świecie, chociaż mając na uwadze dzisiejsze koszty związane, z niektórymi budowlami to ówczesna inwestycja 36 milionów dolarów jakie wydano na budynek wydaje się dość śmieszna. Jeżeli pozwolę sobie tylko na ocenę subiektywną to w moim poczuciu estetyki i według moich wymagań architektonicznych, The Segarm jako bryła z uwzględnieniem również użytych materiałów jest perfekcją. Tym bardziej ze smutkiem muszę przyznać, że budynek posiada niedoskonałości, które dla mnie, szczególnie w dzisiejszych czasach, odgrywają ogromną rolę. Plac przed budynkiem został zaprojektowany na podniesieniu i prowadzą do niego schody co eliminuje go dla niepełnosprawnych. Jest również jednym z najmniej energooszczędnych budynków w Nowym Jorku. Mówiąc o wieżowcu The Seagram nie sposób nie wspomnieć o restauracji The Four Seasons (ang. Cztery Pory Roku), która mieściła się na parterze. The Four Season otworzyła swoje drzwi w 1959 roku i w niezmienionej formie przetrwała do roku 2016 kiedy ją zamknięto. Była pierwszą restauracją w Stanach, która wprowadziła ideę menu zmieniającego się wraz z porami roku, jakże teraz chętnie naśladowany i modny koncept. Do współpracy nad wnętrzem tej szacownej instytucji Mies zaprosił samego Philip’a Johnson’a. Właściwie już po tym zdaniu jakikolwiek komentarz jest zbędny. Dla nas projektantów świadomość przestrzeni, na której swoje piętno odcisnęło tych dwóch kultowych architektów to tak jak nastolatkowi powiedzieć, że może potrzymać różdżkę Harry Potera. Orgazmiczny- nieeleganckie acz jedyne słuszne określenie stanu jakiego doznaje architekt wnętrz siedząc przy jednym ze stolików, wpatrując się w centralnie położony basen północnej sali jadalnej. W południowym skrzydle, ściany wykończono panelami z francuskiego orzecha. Oba skrzydła przez lata oddzielała kurtyna, dzieło Pabla Picassa dla Baletu Rosyjskiego (Le Tricorne 1919), obecnie przeniesiona do New York Historical Society ( Nowojorskie Towarzystwo Historyczne). Drugim najważniejszym mottem przyświecającym Mies’owi w całej jego karierze było “Less is More” (ang. mniej oznacza więcej). Jeżeli zastanowić się nad tym przesłaniem to w odniesieniu do drapacza chmur The Seagram nasuwa się pytanie czy architekt działał w zgodzie czy na przekór swoim przekonaniom?
0 Komentarze
Odpowiedz |
AutorKarolina Hrabczak Duda Archiwa
Maj 2019
|